Nie zabijajmy łosi!
Próby wznowienia polowań na łosie wynikają z nieustających zabiegów lobby łowieckiego – mówi Radosław Michalski z Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze. – Poza argumentem o wzbogaceniu oferty łowieckiej nie ma żadnych innych uzasadnionych powodów zniesienia moratorium. Podobnie nierzeczywiste są szacunki dotyczące liczebności łosia. Są one niedokładne, ponieważ nie da się precyzyjnie policzyć osobników tego gatunku, a eksperci twierdzą, że mogą być dwukrotnie a nawet trzykrotnie zawyżone. Na podstawie tych przesłanek próbuje się po raz kolejny przeforsować możliwość zabijania łosi. Poprzednio, taką próbę podjął minister Jan Szyszko, ale dzięki akcji naszej fundacji i ogromnemu poparciu społecznemu, udało się zatrzymać wykonanie tamtego wyroku.
Łoś tworzy dziś populacją wyspową w Polsce, co ma związek z jego trudną sytuacją w krajach na wschód od naszej granicy. Dlaczego to takie istotne? Po drugiej wojnie światowej do Polski przywędrowały osobniki z byłych republik radzieckich, które zrekolonizowały nasz kraj. Dziś sytuacja łosia w Ukrainie czy w Białorusi nie wygląda już dobrze. W tym pierwszym państwie stała się na tyle dramatyczna, że łoś trafił do ukraińskiej czerwonej księgi zagrożonych gatunków. Nie ma zatem już takiej sytuacji, jak wiele dekad temu, że łosie ze wschodu zasilą polską populacją. Na łosie czyha też szereg innych zagrożeń. Wśród nich eksperci wskazują na zmiany klimatu. Łoś jest gatunkiem północnym i nie lubi upałów. Wraz z globalnym ociepleniem już obserwuje się wycofywanie tego gatunku w Ameryce Północnej do zimniejszych stref. Nie ma też problemu, jakoby łosi było za dużo. Jest to gatunek, który swoją liczebność dostosowuje do pojemności siedliska, i nie rozmnaża się „na potęgę”, jak to podnoszą czasami zwolennicy polowań. Wreszcie to nie łosie powodują wypadki, a ich udział w zdarzeniach drogowych stanowi niewielki procent, ponieważ dane dotyczące wypadków z udziałem zwierząt nie figurują w statystykach policyjnych z podziałem na gatunek.
Równie istotna jest kwestia populacji biebrzańskiej. To dolina Biebrzy jest jedynym miejscem w Polsce, gdzie nieprzerwanie występowały łosie, chroniąc się w trudno dostępnym terenie przez ludźmi. Biebrzańskie łosie stanowią unikalną genetycznie populację, która kwalifikuje się do dalszych prac badawczych i opisaniem ich jako podgatunku. Biebrzańskie łosie stanowią też niewątpliwą atrakcję, która przyciąga rzesze turystów. Wznowienie polowań będzie wyrokiem na łosie z Biebrzańskiego Parku Narodowego, które w okresie jesienno-zimowym mogą wychodzić poza jego granice w poszukiwaniu pokarmy.
Niestety te argumenty nie trafiają do wiceministra, który od 20 lat jest związany z łowiectwem – dodaje Michalski. – I pewnie w tym trzeba szukać powodów zapowiedzi o wznowieniu polowań na łosie. Ten gatunek, wbrew propagandowym przekazom osób związanych z hodowlą lasu i łowiectwem, nie stanowi zagrożenia ani dla polskich lasów ani dla polskich rolników. Szkody w rolnictwie, na które powołuje się wiceminister Siarka są podnoszone na wyrost, ponieważ nie jest tak łatwo zidentyfikować gatunku odpowiedzialnego za ewentualne straty w uprawach. Widocznie po nieudanej próbie z 2017 roku, teraz przedstawiciel resortu szuka nowych argumentów.
Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze zaczyna właśnie akcję na rzecz podtrzymania moratorium i wpisania łosia na listę gatunków chronionych. Tylko w ten sposób będziemy w stanie sprawić, że decyzje o losie łosi będą poprzedzone rzetelnymi badaniami i będą odbywać się w gronie ekspertów zajmujących się badaniem łosi, a nie związanych z łowiectwem. Polskie ośrodki naukowe z Białowieży, Białegostoku i Lublina przygotowały już szereg publikacji o łosiu, które należy uwzględniać w pierwszej kolejności w czasie dyskusji o przyszłości tego gatunku. Już dwa razy prawie straciliśmy łosie w Polsce. Potrzebne są kolejne badania i monitoring, a nie odstrzał.
Podpisz apel w obronie łosi!